sprezzatura
fot. Mariya Gieorieva/Unsplash, Commons CC0

Sprezzatura. O nizaczmieniu i klasykach

Wierzcie lub nie, ale pojęcie sprezzatura pojawiło się w Polsce już w czasach Zygmunta Augusta. Potrzeba było jednak potęgi internetu, żeby zaczęło być naprawdę źle rozumiane.

Włoskie słówko sprezzatura zawojowało polską – ale nie tylko polską – modową blogosferę. Oznacza ono – tłumaczy taż blogosfera – nonszalancję, a moim zdaniem raczej niedbałość w tym, co się akurat robi.

Faktycznie, sprezzatura to włoski rzeczownik odimienny (-tura), pochodzący od słowa przeciwstawnego (s-) do słowa wartość (-prezza-, chyba nie bez kozerki kojarząca się z angielskim price), czyli… hmmm… Postawa wyrażająca nieprzypisywanie wartości. Cóż, można znaleźć na pewno lepszego eksperta od włoszczyzny niż ja. Ale za tę część wykładu ręczę wątpliwym autorytetem językoznawcy, którym zresztą nie jestem.

„Ja jestem pan Tik-Tak, ten zegar to mój znak”. Gianni Agnelli miał swój styl, ale tak wykoncypowana sprezzatura to wielkie wyzwanie nawet dla wielkich. I Włochów

W dyskusjach o modzie słowo sprezzatura oznacza już niemal wszystko. Tu niedopięty guzik, tam krzywo zawiązany krawat. Niedługo także kocią sierść na swetrze. Nie wspominam już o natręctwach takich tytanów stylu, jak włoski przemysłowiec Gianni Agnelli, znany z noszenia zegarka na rękawie koszuli. Popularyzuje je m.in. naczelny style blogger polskich mężczyzn, czyli Macaroni Tomato. Słowo to, a raczej postawa, która się w nim skrywa, jest świetna, więc kariera włoskiego wyrazu wydaje się zrozumiała.

Sprezzatura: coś dla dworzan

Słowo sprezzatura ma jednak wyraźnie określone korzenie. Nie tkwią one w sławnym mediolańskim butiku Al Bazar. Ani tym bardziej na Savile Row. Są w szesnastowiecznym traktacie Baltazara Castiglionego Il Cortegiano, swobodnie przetłumaczonym przez Łukasza Górnickiego jeszcze w tym samym stuleciu. Warto zajrzeć także i do niego, kiedy już wymienicie się z kolegami przepisem na udaną sprezzaturę.

Swoboda może się bowiem wyrażać nawet wtedy, kiedy wszystko jest odprasowane, dopięte i udekorowane. Zepsujesz ją nie dokładnością ubioru, nie dopasowaniem elementów, ale właśnie tym, że zdradzisz, co i jak drapujesz na bakier, której klamerki nie dopinasz. Pomyśl o dwóch mężczyznach, z których każdy ma cienki koniec krawata wetknięty między poły koszuli. Jeden z nich mówi: „tak też można nosić, widziałem to w GQ”, a drugi – „wsadziłem go tam, żeby nie latał”.

To drugie to właśnie prawdziwy duch Górnickiego. Radził on, aby

człowiek tak z mową jako i s sprawami namniej sie nie wydwarzał, jedno niedbale jakoś wrzkomo tego sobie niemając ni zacz wszytko czynił, a ta zmyślona niedbałość, abo (iż to tak przekrzczę) nizaczmienie, żeby umiejętność pokrywało i pokazowało tak ludziom, iż ono, czo człowiek czyni, samo mu tak płynie, a jako za dar bez wszelakiej pracej i zdobywania przychodzi.

Nawiasem mówiąc, mam wrażenie, że ostatnią rzeczą o jakiej myślał Górnicki było ubranie. Zresztą dzisiaj, po czterystu latach to i tak nieważne.

Nawet poszetka niegroźna

Nie ma nic złego w wiązaniu krawata przez pół godziny albo w wielogodzinnych wycieczkach do sklepu. Jak każda choroba psychiczna także i to podlega hospitalizacji dopiero wtedy, kiedy zaczyna przeszkadzać w prowadzeniu normalnego życia. Po prostu nie udawaj, że idealne węzły robią się same. Jeśli masz ćwiczyć nizaczmienie, ćwicz to, co podstawowe i najtrudniejsze: jak swoim zachowaniem wyrażać dobre samopoczucie w tym, co masz na sobie. Kiedy to opanujesz, twojej sprezzaturze nie zagrozi ani wykrochmalona poszetka, ani nawet krawat na gumce (choć one akurat spartaczą wszystko na pozostałych frontach walki o styl).

Kiedy sprawdzałem, co pisze internet na temat niedbalstwa po włosku, najbardziej spodobał mi się jeden z komentarzy. – W moim wieku – napisał ktoś – sprezzatura przychodzi sama z siebie. Wychodząc z domu zawsze czegoś zapomnę, a to poszetki, a to zapiąć guzik u koszuli. Dzięki temu nawet o sprezzaturze nie muszę pamiętać.

Ten pan odrobił lekcje.