Niepozorna kangurka przypomniała mi, że kurator, który wymyślił tytuł wystawy Rzeczy budzą uczucia, nie wiedział nawet jak blisko był prawdy
U zarania Smaku Nabytego obiecałem sobie, że nie będę na blogu robił darmowej krypciochy. Nie dlatego, że niestandardowe formy reklamy jakoś szczególnie mnie obrzydzają, ale dlatego, że obrzydza mnie robienie czegoś, za co mi nie płacą, a powinni.
Ale do cholery, jest to jednak, a w każdym razie powinien być, blog o emocjach i pasjach. A co się tyczy ciuchów, dawno nic nie wzbudziło we mnie tak wielu emocji, jak niepozorny ciuszek. Wpadłem na niego wczoraj w sklepie. Tak, nic, chyba nawet pierwszy stalunek, czyli szary garnitur ślubny.
I nie dlatego, że zobaczyłem w centrum Londynu albo innego Mediolanu jakąś wspaniałą marynarkę. Nie dlatego, że pomyślałem o wszystkich tych wystylizowanych aktorach z Hollywood, jak Hugh Jackman. Bo oni na pewno świetnie wyglądaliby w niej na pozowanych zdjęciach.
Kangurka, którą pokochałem
Szczerze mówiąc nie bardzo sobie wyobrażam, jak doskonałość takiego ciucha mogłaby mi się objawić. Z manekina? Takie emocje nie wezmą się nigdy z jakichś, nawet najwspanialszych, rozwiązań konstrukcyjnych czy harmonii. Ja znalazłem swoją magdalenkę Prousta. A do tego znalazłem ją w postaci części garderoby, której nie miałem na sobie od lat i pewnie nieprędko będzie na nią miejsce w moim życiu. Panie i Panowie, kangurka z Cottonfielda:
Oczywiście, pani kierowniczko, ja wszystko rozumie: za nic sobie macie moje uniesienie jakąś tam słusznie zresztą przecenioną szmatką, której nawiasem mówiąc w końcu nie kupiłem. Rękawy za długie i już od dekady nie mój styl. A kupować część garderoby żeby mieć i żeby wisiała w szafie, nawet taką piękną kangurkę, to jednak obciach.
A jednak coś we mnie siedzi. Jak już się kiedyś przyznałem, byłem przez kilka ważnych lat życia harcerzem i w gruncie rzeczy, dobrze się z tym bawiłem. Taka kangurka była elementem uniformu (nie stricte mundurem, ale zawarta była w regulaminie mundurowym). Gdyby wtedy w Polsce były cottonfieldy i model Hameldon, pewnie wszyscy by się o niego zabijali, a najbogatsi – kupowali.
Mój pierwszy odruch kupienia go to odruch tęsknoty za kimś, kim wtedy byłem. Za ludźmi, którzy mnie otaczali i w ogóle wszystkim tym, co się wiązało z czasami drugiej połowy podstawówki, kiedy człowiek był za duży na gnoja, a za mały na młodzież i najlepiej pasowało doń określenie łobuziak. Ten ciuch nie pasuje już do mnie, bo zdecydowałem się być kimś innym.
Styl czasu wolnego
I jakoś tak á rebours doświadczam tego, co czują śmieszni młodzi sartorialiści i eleganci. Kupiłbym sobie smoking, a potem poszukał miejsca, do którego można w nim chodzić. Z kangurką, bojówkami, butami traperskimi czy – nie wiem – hełmem korkowym albo furażerką mam i tak łatwiej, niż ci marzyciele o smokingach. Bo rzeczywiście mogę zaplanować sobie wyprawę w tundrę albo w las. Zależy to tylko ode mnie, a nie od tego, czy kto mnie zaprosi na bal w Operze.
Wyczytałem dopiero ostatnio i nie pamiętam gdzie takie, w sumie dość oczywiste, powiedzenie: styl człowieka poznaje się po tym, jak ubiera się w wolnym czasie. Jak z tym jest u Was? Muszę przyznać, że czasem kiedy muszę wrzucić coś na siebie i wyjść po bułki albo pogadać z listonoszem, unikam spojrzenia w lustro po drodze.
Z pewnością nie jest jeszcze tak, że wszystko, co mam w szafie, jest godne uwagi. A to dlatego, że poświęciłem uwagę tylko jednej część szafy. Martwiąc się o koszule i marynarki. Zupełnie ignorując fakt, że czasem naprawdę nie chce się prasować. Że jakieś polo i dżinsy do wrzucenia na siebie na szybko to jeden z najważniejszych elementów codziennej elegancji. Dlatego też stawianie na ciuch tak bardzo odległy od miejskiego stylu byłoby bardzo nieracjonalne. Tworzyłoby przepaść między tym, co do miasta i ludzi, a tym, co po bułki.
Kangurka: image leśnego ludka
Gdyby mi jednak odbiło i postanowiłbym postawić na image leśnego ludka, rozważyłbym następujące pozycje:
- Spodnie wyłącznie chino, zresztą w tym segmencie najłatwiej o beż. Kieszenie cargo, czyli takie na bokach nogawek, są nieobowiązkowe, ja w każdym razie jestem zdeterminowany, by do nich nie wracać.
- Prawdziwe bojówki, czyli amerykańskie spodnie M65 – tak szerokie, że polecam je tylko osobom grubokościstym i potężnym. Sam do takich nie należę, więc to również zamknięty rozdział w moim życiu. Według niektórych co bardziej wyszczekanych krytyków, jako dwunastolatek wyglądałem w nich jak zmilitaryzowany truteń. Nie mieli na mnie rozmiaru. Może, wbrew temu, co twierdzi propaganda, Stany nie wysyłały do Wietnamu takich chłopczyków?
- Koszule z lnu w kolorze złamanej bieli, z patkami do zapinania rękawów po podwinięciu i kieszonkami z patkami na obu piersiach.
- Kurtka M65, którą sławiłem w jednym z poprzednich postów, jest kultowa i nieprzeceniona, jednak dużo ładniej wychodzą jej podróbki proponowane przez „normalne” firmy odzieżowe.
- Budrysówka. Dużo beżu i trochę granatu. Brązowa skóra w średniej i ciemnej tonacji. Buty chukka, które moim zdaniem powinny po polsku nazywać się osiołki.
- Land rover defender. Z relingami, podestem z hartowanej stali na dachu i rasowymi smugami z błota na błotnikach. Wersja dla ubogich: jakiś tam jeep wrangler.
- Owczarek. Nie znam się na psach, ale gdybym chciał wrócić do image’u dziadka z lasu, zorientowałbym się w temacie.
- Dom nad Oniego . Jjeśli boisz się o dojazdy do pracy, książka pod tym tytułem będzie dobrą choć skromną namiastką. Do tego dobrze wystemplowany paszport.
Cóż, po podliczeniu tego wstępnego kosztorysu, zostaję tu, gdzie jestem. A kangurkę mogę kupić i oprawić w ramki, żeby przypominała mi tego w sumie fajnego czternastolatka, którym kiedyś byłem.
Aktualizacja
Tekst sprzed lat, ale dalej nie mam kangurki. O tym, jakie emocje budzą ubrania więcej piszę w książce „Nienaganny. Biografia męskiego wizerunku„. Można ją kupić tutaj, a czekając aż przyjdzie, czytać dalej