Spodnie i koszulę traktuj jako dobra konsumpcyjne, marynarka i buty to już inwestycja. Poniżej kilka dodatkowych podpowiedzi, jak kupować ubranie.
Środa Popielcowa, późny wieczór, BP przy Krakowskiej. Czekam na zapieksa, kiedy wchodzi typ. Mierzę go wzrokiem. W ogóle częściej mierzę wzrokiem mężczyzn, niż kobiety. Wiosna przyjdzie, może to się zmieni. U kobiet nie szukam ubioru, wręcz przeciwnie.
W głowie tysiąc myśli, mam za sobą ciężki dzień, a w Popielec je się przecież „trzy razy dziennie, raz do syta”. Moje do syta było kilka godzin wcześniej, zanim ciężkość dnia ujawniła się naprawdę. Staram się analizować ubiór typa, ale nie bardzo pamiętam, jak to było. Piekarnik termocośtam, konwekcyjny czy jakiś, każe mi czekać jeszcze 45 sekund…
Zacząłem od twarzy. To dobrze. Jeśli pierwsza rzecz, na którą zwróciłem uwagę, to twarz, to znaczy, że uniknął podstawowego błędu: nie przebrał się. Kiedy teraz o tym myślę, dalej jestem w stanie powiedzieć coś o twarzy, fryzurze – krótko obciętej, „biznesowej”. Młodzieńczych rysach. Pryszczaty nastawiony na sukces. Okulary w cienkiej oprawie, jak na okładce magazynów dla dojrzałych panów, jak na dorocznym zdjęciu prezesa banku, takim do celów pijarowych.
Jak kupować ubrania, cz. 1: jak wyglądać
W wycięciu zapiętej kurtki koszula i krawat. Koszula różowa – odważny. Krawat granatowy, w drobne kropeczki – zachowawczy. Kurtka na marynarce: problem w ocenie. Są tacy, co jej nienawidzą. Uważają, że łamie kanony. Właściwym okryciem na garnitur jest płaszcz, mówią. Ja nie mówię – kurtka na garnitur, nie tylko kurtka husky, jak znany Barbour (nie mylisz z Burberrym, prawda) albo inna flauszowa bosmanka czy budrysówka…
W Polsce nawet amerykańska kurtka wojskowa wz. M65 ma swoją piękną historię i „ambasadorów marki”, jak się mawia w dzisiejszych ponurych czasach. Hłaskę i Stachurę, by wymienić dwóch pierwszych z brzegu, zamiast guglać. Nosił taką chyba też superubek z powieści Twardocha „Przemienienie”. Nosili ją ci, którzy chcieli podkreślić, że w wojnie sześciodniowej to „nasi Żydzi pobili ich Arabów”, a nie odwrotnie.
Mój typ miał na sobie zwykłą, komercyjną wersję tej kurtki. Wyglądał dobrze. Była dostatecznie długa i poły marynarki nie wystawały spod spodu jak minispódniczka. Bo garnitur miał, to pewne. Wskazywały na to spodnie w kolorze zgniłozielonobrązowym, w prążek. Either mad or genius, jak mawiał Jack Sparrow.
Sam kolor, a do tego zestawienie go z różem koszuli (i granatem krawata) to igraszka na polu minowym. Jeśli o mnie chodzi – wystrzałowa, a nie wybuchowa, ale dalej nie mam pewności, czy dobierając ten zestaw grał z nut, czy ze słuchu. Wysublimowany elegant z nutką nonkonformizmu (ten kolor garnituru!), czy młody stażem (pryszcze) i niski szczeblem pracownik korpa, który zakłada na grzbiet, co popadnie, i popadło akurat to?
Obwarzanki na spodniach, znamionujące nadmierną długość, były wskazówką, ale nie z tych jednoznacznych. Lustracja trwa, ale jej ostatni akcent powie wszystko.
Czas ocenić buty.
.
..
…

Znacie to uczucie, kiedy któryś z dalszych znajomych w poczuciu moralnego uniesienia wrzuci na Facebooka zdjęcie skatowanych (rzekomo w schronisku) psów? What has been seen, cannot be unseen.
Tyle myślę o jego butach. Kiedy były nowe, przypominały pewnie wypchanego borsuka ze skaju. Teraz z dwóch metrów możnaby pomyśleć, że to ortalion, gdyby nie kształt pantofla. Szare, matowe, w porach pseudo- lub ekoskóry kryją tyle soli, że w XIII wieku król dzierżawiłby je magnatom jako żupy solne.
A więc handlowiec, nie żaden dandys – wybaczcie, eleganccy handlowcy, ale to jest stereotyp, który musicie przełamywać. Schrypiałym głosem rzucam „czosnkowy”, co mojej postnej zapiekance doda ekumenicznego posmaku, i wychodzę.
Na końcu zauważam na oprawkach srebrzysty napis Ray Ban. Marka nie najdroższa, ale jednak marka. Ten napis w przeliczeniu za słowo kosztuje dużo więcej, niż wszystko, co w życiu napisałem.
Jak kupować ubranie: ile wydawać
A miało być tak pięknie. Zanim minąłem dystrybutory z wachą za 5,70, w głowie obracałem tylko jedno słowo: niemoralne. To niemoralne kupować markowe oprawki okularów i takie cichobiegi, piątą pochodną ropy naftowej.
Co każe postawić na nowo pytanie o relacje: jak kupować ubranie? Ile za co warto płacić? Oprawki Ray Bana przykuły co prawda moją uwagę, ale, przyznajmy uczciwie, zrobiły to zwłaszcza kontrastowym, srebrzystym logiem. Pewnie każdy producent ma takie w ofercie i zaryzykuję twierdzenie, że da się kilkakrotnie taniej kupić inne, o pomijalnych różnicach w jakości.
Za to buty, o ile te nie były z hipermarketu, a choćby ze znanych z koszmarków obuwniczych sieciówek, prawdopodobnie mógł kupić lepsze w tej samej cenie. Oszczędziwszy na oprawkach, mógł za uzyskane pieniądze kupić coś, w czym nie wstyd wyjść. Dawałem tu już upust przekonaniu, że za buty da się przepłacić, ale trzeba się postarać. Żadne sensownie wydane na buty pieniądze między pewnie ok. 500 a 2,5 tys. złotych nie są zmarnowane. To podtsawowa wiedza tych, którzy wiedzą, jak kupować ubranie.
Jak kupować ubranie: za co nie warto przepłacać
Każdy, kto musi zwracać uwagę na pieniądze, potrafi zapewne przepłacić za koszulę. Dobra prezencja w koszuli wymaga spełnienia dwóch warunków: dopasowania i świeżości tkaniny. Chińszczyzna z Jermyn Street daje tę możliwość już od ok. 120-150 złotych i nie zniechęcam nikogo do celowania wyżej, jeśli naprawdę tego nie czuje.
W zestawach koordynowanych z marynarką zawsze warto myśleć o spodniach jako tle dla tej ostatniej (patrz: zestaw klubowy). To dlatego lepsze gładkie spodnie i wzorzysta marynarka, dlatego też lepsze wyraźnie jaśniejsze (albo, bodaj rzadziej, wyraźnie ciemniejsze). Z tego również można wysnuć zasadę, że lepiej dużo zapłacić za górę, niż za dół i że dopasowanie marynarki jest ze wszech miar kluczowe.
W ogóle narzuca się pytanie: skąd się wzięło i czy ma sens to zjawisko, że nawet Macaroni Tomato, bloger jednak w szyciu miarowym niezwykle doświadczony, dopiero po kilku garniturach i osobnych marynarkach zdecydował się na płaszcz od krawca. Komentatorzy (blogów, nie tacy ze Skanera Politycznego TVN24) zarzucają mu niedopatrzenie, ale mi wydaje się ono mieć sens. Marynarka jest tym złotym środkiem, czy raczej czubeczkiem krzywej Gaussa. Formuje sylwetkę (koszula tego nie robi, to marynarka trzyma ją w ryzach), a jednocześnie jest na tyle bliska ciału, że wymaga doskonałego dopasowania, by dać takiż efekt. Zresztą mądrością nie od dziś jest, by kupować lub zamawiać dwie pary spodni do każdego garnituru. Marynarka żyje po prostu dłużej, a dobra – dużo dłużej.
Podobnie jak buty – i podobnie jak w buty, w nią też warto zainwestować. To, w połączeniu z umiejętnością oceniania właściwych rozmiarów ciuchów, potrafi zdziałać cuda, a na pewno ochronić cię przed milczącą krytyką losowo spotkanego człowieka na stacji benzynowej.
Losowo spotkany człowiek na stacji benzynowej więcej pisze tutaj. Napisał też książkę „Nienaganny. Biografia męskiego wizerunku” – do kupienia tutaj.