Warning: Invalid argument supplied for foreach() in /home/smak/domains/smaknabyty.pl/public_html/wp-content/themes/fox/inc/admin/import.php on line 324
Jak prowadzić dziennik. Sprawdzone metody na porządek w głowie - Smak Nabyty
Jak prowadzic dziennik
fot. TM

Jak prowadzić dziennik. Sprawdzone metody na porządek w głowie

Jak prowadzić dziennik? Odręczne pisanie w notatniku nie tylko kształtuje charakter, lecz także pomaga pozbierać myśli. A myśli się przydają.

Jest na świecie całkiem dużo ludzi, którzy chcą, żeby im bazgrać po książkach. Wielu spośród nich nie bazgrze samemu z zasady. Zasad tych nie stosują jednak do autorów książek. Po nich oczekuje się bazgrania na jednej z pierwszych stron i wpisywania swojego nazwiska, które i tak jest wydrukowane.

Ostatnio, w związku z wydaniem „Sztuki życia dla mężczyzn„, mnie także zaczęły takie prośby spotykać. Postanowiłem się więc przeprosić z wiecznym piórem. Tak, pióro ze stalówką to niewątpliwie gadżet dżentelmena. Dżentelmeni piszą nim e-maile, wpisują adres pornhuba w pasku przeglądarki i wypełniają zlecenie przelewu na samokopiujących drukach.

Jak prowadzić dziennik: edycja dla tradsów

Oczywiście coś w tym jest. Podobnie jak większość moich znajomych, mam niezwykle mało okazji, by pisać odręcznie,. Okazje te, nie dość że rzadkie, są jeszcze niezwykle rozproszone. Trzymam więc po kilka długopisów w każdym miejscu mieszkania. Notuję pojedyncze rzeczy z rozmów telefonicznych na odwrocie starego paragonu albo wizytówki.

A jednak pióro ważna rzecz z kilku powodów. Po pierwsze, jest niejednorazowe, a to ogromny plus. To gadżet, do którego można się przywiązać, naprawiać go zamiast wyrzucać i kupować nowy, a jeszcze częściej – wcale go nie naprawiać, bo rzadko kiedy coś się w nim psuje. A kiedy (poza dawaniem autografów) używać pióra? Prowadzić dziennik albo chociaż notatnik.

Usłyszałem kiedyś taką maksymę, że dobrze jest pisać książki na maszynie. Pismo odręczne nie daje bowiem jasności i przejrzystości. Komputer zaś zbyt łatwo wybacza, daje zbyt duży luksus popełniania błędów i kasowania ich bez śladu. Zrobiłem to trzy razy pisząc dwa ostatnie zdania, więc być może coś jest na rzeczy.

Fajna zasada, ale oczywiście dziennika nie będziesz pisał na maszynie. Najlepiej w notesie, który uniezależnia cię od dużego pulpitu, źródła prądu, sieci i innych rzeczy, których potrzebuje komputer. A skoro już w notesie, to pisać piórem. Pióro dyscyplinuje do bardziej czytelnego pisania. Poza tym jest wieczne – może służyć dziesiątki lat. Przez cały ten czas, jeśli jest dobre, będzie tylko coraz lepsze. Zgadza się więc z moją ogólną specyfikacją pożądanych cech dobrego gadżetu. O pisaniu dziennika na komputerze w ogóle nie wspominam, bo zbyt łatwo wpaść w blogowanie, a blogowanie to szczyt obciachu i żenady. Przemilczmy to w ogóle.

Zwłaszcza że ważniejsze od tego czy pisać piórem wiecznym, gęsim, czy ołówkiem kopiowym, jest to, co i jak pisać. Konkretnie: jak prowadzić dziennik.

Pamiętnik czy notatnik?

Większość porządnych mężczyzn, jakich w życiu spotkałem, prowadzi swoje notatniki albo dzienniki. Od rzutkich przedsiębiorców, którzy zapisują sobie użyteczne maksymy z podręczników po literatów, którzy prowadzą dzienniki, bo – słusznie lub nie – czują się przyszłymi Gombrowiczami. A w każdym razie zakładają taką możliwość rozwoju wypadków.

Tak, wiem. Dzienniki są skompromitowane przez nastolatki, które każdego tygodnia wymieniają w nich tuzin fajnych chłopaków z szóstej be. A także przez blogerów, których informacje o tym, co jedzą na śniadanie, znajdują rzesze czytelników. Ale przecież nie muszą takie być.

Jak prowadzić dziennik? Jak to w życiu – wydaje ci się, że to ty go prowadzisz, ale tak naprawdę to on prowadzi ciebie. Miałem taki moment, że próbowałem notować to, co mi się zdarzyło. Ciekawe rozmowy, jakieś durnowate przemyślenia. Teraz z tych kilku notatek się tylko śmieję, choć niektóre nie były tak dawno. Od kilku lat działam już tylko w trybie zapisywania pomysłów, z których kiedyś może coś być. Zakładam osobne kartki na kolejne „projekty”. Mam tam notatki na kilka książek, z których większość pewnie nigdy nie powstanie, serie felietonów, pomysły, do których wracam co jakiś czas. Mogę przemyśleć je na nowo, dodać coś albo przejść do realizacji.

Jak prowadzić dziennik
Trudno było w moim „Helmucie Newtonie” znaleźć do zdjęcia stronę, która ani nie odsłania żadnej tajemnicy, ani nie ujawnia czyichś wrażliwych danych

Karty narodzin

Smak Nabyty narodził się w tym notatniku, narodziła się w nim częściowo „Sztuka życia…” oraz „Nienaganny”. Niektóre strony upstrzone są może jakąś bieżączką, numerami telefonów czy notatkami o pieniądzach, które komuś ukradłem i wyjechałbym na Kajmany, ale nie starczyło i w końcu je oddałem. Zdarza się to jednak tylko wtedy, kiedy nie mam pod ręką paragonu, kwitu z pralni albo innego adekwatnego miejsca na tego typu sprawy.

W taki sposób prowadzę dziennik już od kilku lat. Dlatego uważam, że to on wybrał mnie, a nie ja jego. Nie przeszkadza mi to, uważam, że tak w życiu ma prawo być.

Trzeba prowadzić notatnik, bo pamięć to narowiste bydlę. Często zdarza mi się sięgnąć na właściwą stronę, żeby dopisać przemyślenie do książki, którą planuję już od kilku lat. Czasem wtedy znajduję to przemyślenie, datowane dwa lata wcześniej, na tej właśnie stronie. Wymyśliłem coś nie pomny, że wymyśliłem to już wcześniej – a ileż częściej jest odwrotnie, zapominam, że coś już wymyśliłem. Słowo wpada w morze słów jak kamień w wodę…

Jak prowadzić dziennik – i po co

Ale trzeba też prowadzić notatnik, bo to znacznie więcej niż zbiór przemyśleń i wspomnień. To nie zbiór; to system. Albo sieć. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka tego nie widać, wszystkie one w jednym miejscu budują jakąś wartość dodaną. Jak w tym motywie z Wahadła Foucaulta Eco. Ułożone w stosy rękopisy książek rozrzuca przeciąg, a sekretarka bez czytania zbierała je na nowo. Losowo utworzone kupki, które następnie były zupełnie serio czytane i interpretowane, a niektóre nawet wydawane.

Wszystkie wiadomości, które masz w umyśle, działają właśnie w ten sposób. Możesz dać im drugie życie na papierze. Niech myśli ocierają się o siebie jak w autobusie. Niech kłócą się ze sobą jak w starej dobrej literackiej kawiarni. Nie stracą na tym.

„Żałosny kutas”, którym byłeś

Zaglądaj do nich czasem, choćbyś miał – jak jeden z bohaterów Becketta – czytając własne notatki sprzed lat wykrzykiwać „Co za żałosny kutas!”. Spotkanie z człowiekiem, którym kiedyś byłeś, to jedno z najciekawszych spotkań z Obcym, jakie istnieją.

Na pewno ciekawsze niż spotkanie ze sobą dnia dzisiejszego, które zazwyczaj przypomina rozmowę starych bab w poczekalni do lekarza: strzyka w kościach, kupić mięso na rosół, ustawa śmieciowa, wnusio ma nowy ząbek. Jasne, jeśli jesteś przyszłym Gombrowiczem, twoje dzieci na wydaniu tego nieźle zarobią, ale czy to naprawdę warte?

Oczywiście blogi o męskim stylu pełne są porad dotyczących notatników, a większość z tych porad sprowadza się do tego, żeby kupić notatnik pewnej firmy, której nazwy nie wymienię, ale i tak wszyscy wiedzą, że chodzi o Moleskine. Bo – jak zapewnia firma – pisali w takich i Proust, i Hemmingway, i Juliusz Cezar. I pewnie też Andrzej Waligórski pisał w nim swój tekst „Doping”: Jan Dreptak, mierny literat w jednym z odległych województw,/Studiował życiorysy innych znakomitych kolegów,/Chcąc do nich się upodobnić w najmniejszych nawet rysach,/Bo myślał: żyjąc podobnie, będę podobnie też pisał.

Losowe spotkania

Osobiście właśnie dlatego zawsze stroniłem od tego typu produktów. Mój pierwszy, zaginiony gdzieś w pociągu, notatnik, był skórzaną okładką ze zwykłym brulionem w środku, kupioną na straganie na Arbacie w drodze na Syberię. Ten używany do dzisiaj jest gadżetem z muzeum fotografii pod wezwaniem Helmuta Newtona w Berlinie. Niestety, makulaturowy eko-szał, w który wpadł projektant, sprawia, że nie da się w nim pisać piórem. To kolejny powód, dla którego odeszło ono u mnie do lamusa.

Zdałem sobie z tego sprawę dopiero poniewczasie, tak samo jak z tego, że mój notatnik formatu A5 w twardej oprawie jest za duży, żeby mieć go zawsze przy sobie. A warto, bo notowanie myśli to nie jest coś, co można zrobić za chwilę. Kiedy go już całkowicie zapełnię, postawię pewnie na moleskine’a właśnie, zgodnie z jakąś hipsterską logiką, którą bardziej czuję niż rozumiem.

Notki degustacyjne życia

Jak prowadzić dziennik
Moleskine robi też notatniki z myślą o konkretnych zastosowaniach, ale nie wiem, czy potrafiłbym wypełniać cudze rubryczki

Mam też godny polecenia zwyczaj datowania wszystkich notek. Zwyczaj, którym natchnął mnie M., przyjaciel ze szkolnej ławy w podstawówce. Dopisując datę roczną koło sprośnych gryzmołów ten dwunastolatek przekonywał mnie: – Znajdziesz to za dwadzieścia lat i naprawdę będziesz żałował, że nie wiesz, kiedy to było.

Cóż, jeśli o mnie chodzi, ten okres był, także dzięki M., raczej nie do pomylenia z innymi, ale zasada wciąż pozostaje w mocy.

Równie godnym polecenia jest zapewne nawyk robienia notatek degustacyjnych z alkoholi, które pijesz. Smak ma słabą pamięć, więc ci, którzy notują, rozwijają swoją wiedzę o winie znacznie szybciej, niż niepiśmienni. Osobiście jednak należę do tych ostatnich. Za dużo piję i nie nadążam notować.

I najważniejsze: nie myl dziennika z pamiętnikiem; ten ostatni spisuj odpowiednio późno (znasz krzywą Gaussa, więc zorientujesz się, kiedy przypada koniec twojego życia) i od razu w postaci komputeropisu dla wydawcy. Jeśli dobrze żyłeś i dobrze napisałeś, ze znalezieniem go nie będziesz miał problemu. A jeśli nie – po co się męczyć?

Spodobał ci się ten tekst i chcesz wiedzieć więcej o tej stronie? Idź tam, gdzie zaczyna się męska przygoda!