Warning: Invalid argument supplied for foreach() in /home/smak/domains/smaknabyty.pl/public_html/wp-content/themes/fox/inc/admin/import.php on line 324
tytoń - Smak Nabyty
Browse Tag

tytoń

Sobranie: złote papierosy owiane carską legendą

Sobranie, legendarny obiekt jak na zwykłe papierosy. Były nieoczekiwanym znaleziskiem na prowincjonalnej chorwackiej stacji benzynowej. Czy w Polsce da się w ogóle je kupić?

Czytaj dalej

Tytoń, wrzosiec, cedr…

Można nie lubić dymu, a i tak być fanem palenia, bo daje ono pole do popisu dla prawdziwych gadżeciarzy

[simple_series title=”Zadymiony tydzień”]

Jeśli dzięki mojej skromnej acz kancerogennej działalności blogerskiej nabrałeś ochoty na ambitnego dymka, od chwili przyjemności dzieli cię tylko jedno trudne zadanie: zakupy. Nie ma się czego bać, ważne, by trafić do profesjonalnej trafiki, ale to coraz mniejszy problem, zwłaszcza, że nawet humidorów przybywa w centrach handlowych i hipermarketach.

Dizajnerska fajka to być może jedyny sposób na ucieczkę od imydżu emeryta, ale ceny takowych (i, czasem, obecność udziwnień) każą dwa razy przemyśleć taki zakup

Największym wyzwaniem w kupowaniu fajki jest – o dziwo – fajka. Współcześnie robi się je z korzenia wrzośca, drzewa gruszy, pianki morskiej albo gliny, przy czym zdecydowana większość produkcji przypada na te pierwsze. Pytaj o modele z wrzośca z filtrem węglowym, który trochę pomoże nawet niedoświadczonemu palaczowi utrzymać niską temperaturę dymu. Potraktuj to jak kupowanie butów i zacznij od ładnego i klasycznego modelu, bez udziwnień, z którymi później nie będziesz wiedział, co zrobić (np. niewielki cybuch i bardzo wydłużony ustnik, model niezwykle ciekawy, jest świetny do smakowania chłodnego dymu i komponowania mieszanek, ale wymaga sporej wprawy).

Zwłaszcza, że nic nie uratuje cię od prostej prawdy, że fajka przystoi dopiero w pewnym wieku, i o ile z piękną szpakowacizną albo srebrnymi włosami masz szansę wyglądać jak Tolkien, Hunter Thompson, Sherlock Holmes albo Einstein, to jeśli fizjonomią przypominasz raczej cherubinka, wyślesz prawdopodobnie tylko komunikat, kim chciałbyś być, jeśli dorośniesz.

Jeśli zdecydujesz się chodzić z fajką, oto kolejny metal, który zacznie obciążać twoje kieszenie

Na początek do fajki powinieneś jeszcze dokupić niezbędnik, który eleganckie towarzystwo fajczarskie nazywa ginekologiem (sic!). Tanie są naprawdę tanie, więc dorzuć jeszcze wycior (fajkę należy wyczyścić po każdym paleniu) i zapałki. Aha, może jeszcze tytoń. Wiele z nich jest aromatyzowanych (oczywiście nie tak, jak marmolada do sziszy) i o ile mi wiadomo nie obowiązuje w środowisku żadna forma piętnowania osób, które wolą właśnie taki.

Są specjalne popielnice do fajek. Mają przeważnie korkową podstawkę, o którą można postukać cybuchem, by go opróżnić (czynność uważana przez niektórych za wandalizm) oraz wgłębienia do ustawienia fajki w naturalnej pozycji. Fajka (znowu!) jest jak buty, musi odpocząć po użyciu, a skierowanie wylotu ku górze pozwoli odprowadzić ciepło i wilgoć.

Tak naprawdę tytoniu nie powinno się zapalać benzynowymi zapalniczkami ze względu na sztachanie się oparami (chociaż firma Zippo robi nawet specjalny model do fajki), więc jeśli już musisz inwestować w palarnianą biżuterię, szukaj zapalniczek gazowych. Nazwy firm, które zawsze przewijają się w tym kontekście, to Dunhill, Cartier i Dupont.

So. Fucking. Classy. Gardzę swoją dziesięć lat młodszą, dżinsową wersją, która uznawała Zippo za najpoważniejszą markę zapalniczek. Fot. Dunhill

Zapalniczki przydają się również do cygar, z tym, że na tym stanowisku mają dodatkowe zastępstwo. Oprócz zapałek poleca się tu używać także cedrowych drzazg, których najmniej „eleganckim”, ale powszechnie spotykanym źródłem, jest opakowanie, w którym kupiliśmy cygaro (w blaszanej tytce tytoń owinięty jest w cienką warstewkę cedru). Oczywiście, sama taka drzazga ognia nie skrzesa, ale może pomóc wzbudzić uznanie znawców, a nieznawców może i też.

Gadżedziarstwo cygar zaczyna się dopiero, kiedy dostaniemy się do kręgu zapalonych miłośników. Każdy z nich musi mieć w domu humidor, bo bez niego nie sposób z głową zgromadzić jakiegokolwiek zapasu do palenia (niektórzy twierdzą, że zamrażarka albo wilgotna gąbka w torebce foliowej jest dobrym substytutem). Na pudełko utrzymujące wilgotność możesz wydać kwoty od umiarkowanej do niewyobrażalnej, ale pośrodku tej skali znajdują się humidory z cedru (a nie jedynie nim wyłożone). Wysoka pozycja tego aromatycznego drewna w kulturze tytoniu sprawia, że naprawdę zastanawiam się, czy nie jest ona tożsama z kulturą drogich butów, które powinny używać cedrowych prawideł.

Popielnica jest w wypadku cygar bardzo ważna. Cygaro może dzięki niej odsapnąć i nie przegrzać się zbytnio, a palacz – wrócić do niego, kiedy znów nabierze ochoty.

Takie humidory serwuje swoim fanom Bentley, za 3600 funtów. I, umówmy się, nie jest to coś, co zamieniłbym za ajpoda

Niektórzy akceptują odgryzanie końcówki cygara, znane z amerykańskich kreskówek, ale wygląda ono raczej źle, zwłaszcza jeśli masz niedoskonały zgryz. Gilotynka jest równie potrzebna, jak niezbędnik fajczarzowi, a najtańsza potrafi być prawie tak samo tania. W zależności od przyjętego rozwiązania możesz odciąć końcówkę cygara gilotynką bądź nożycami albo wykroić w jego środku dziurkę. Dobrym pomysłem wydaje się nie robić na początku zbyt dużej – cygaro o niemałej średnicy to dużo dymu. Odetnij jednak śmiało, żeby nie wyglądało jakbyś zeskrobał tylko wierzchnie liście cygara, bo palenie będzie utrudnione.

Oswojenie  się z tym wszystkim to powolny proces, wymaga wprawy, czasem lektury albo odważnego zapytania miłej pani w trafice (w „Fajce” na Kruczej w Warszawie wiedzą one naprawdę dużo). Pamiętaj o zasadzie, że im ktoś bardziej przemądrzały, na tym większy dystans zasługują jego rady i drugiej – że zasady – np. te o przepalaniu fajki czy zapalaniu cygara – są tylko po to, by uprzyjemnić palenie, i tylko w takim wymiarze warto jest stosować. A gadżety… podobno można żyć bez nich i nawet radzić sobie jakoś, zastępując je substytutami. Ale, tak serio, czy to ma sens? W końcu gadżety to nie wszystko, ale wszystko bez gadżetów to… szkoda gadać.

Palenie fajki. Zakazana używka w wersji dla dorosłych

Aby przekonać się o zbawczym działaniu i aromacie tytoniu, należy wznieść się ponad wycieczkę do kiosku po szlugi. Jeśli uważasz, że to dla ciebie, rozważ palenie fajki.

Czytaj dalej

Patriarchalny smrodek

Dawniej tytoń nie śmierdział ani trochę mniej, niż ten dzisiejszy, więc nie ma powodu, żeby na ura! porzucać palenie

[simple_series title=”Zadymiony tydzień”]

Tytoń rozpanoszył się w kulturze Zachodu w XVI wieku i praktycznie od początku towarzyszą mu wszystkie kontrowersje, z którymi borykamy się do dziś. Żeby nie być gołosłownym: politykę antynikotynową wymyślił krój Anglii Jakub I w 1603 roku, monopol tytoniowy i dyktaturę korporacji – car Piotr zwany Wielkim w 1697, zakaz palenia (egzekwowany więzieniem) – jeszcze pod koniec XV wieku, straszenie rakiem – w 1857 roku. Nawet koalicja odpowiedzialnej sprzedaży, czyli zakaz sprzedawania tytoniu nieletnim, obowiązuje w Anglii już od 1908 roku.

Kiedy dzisiaj rano, krztusząc się i dusząc, wychodziłem z domu klatką schodową, na której sąsiadka ma zwyczaj zapalać taniego mentolowego slima, zastanawiałem się, czy tak naprawdę było z czym i o co walczyć. Nie jesteśmy w stanie zrozumieć kultury tytoniu przez pryzmat dzisiejszych papierosów, które dalej spełniają standardy z peerelowskiego kawału: – Dodajemy wagon tytoniu na każde dwa wagony siana. – Ach, więc to dodatek tytoniu jest sekretem!

Przyglądałem się ostatnio (i trochę trollowałem, przyznaję bez bicia) dyskusji wokół pytania, czy rzeczą dżentelmena jest palić. Dla mnie – dyskusją idiotyczną już od tego pytania począwszy, żadna odpowiedź nie jest w stanie przebić samego pytania poziomem absurdu, zwłaszcza, że logicznego argumentu podać nie sposób i wszystko – jak zwykle – obraca się w sferze estetyki. Nasz stosunek do tytoniu obrazuje przejście wizerunku dżentelmena, które się przez ostatnie kilkadziesiąt lat dokonało. Jestem pewien, że jeszcze w latach pięćdziesiątych, może sześćdziesiątych, tak w Polsce (przekazy rodzinne), jak i w Anglii (literatura) młodzi ludzie, powiedzmy – w wieku licealnym – byli zachęcani do palenia przez rodziców, i to nawet matki, niekoniecznie ojców. Bo rzeczą mężczyzny było palić. Jestem też pewien, że znacznie mniej rozpowszechnione (o ile w ogóle istniało) było pojęcie „młodzież” – to byli młodzi mężczyźni, zdolni do założenia rodziny, do pójścia do wojska, tak samo, jak do odrobienia lekcji z matematyki albo wykucia łacińskiej drugiej deklinacji (rzeczowniki na –us i –um, rodzaj męski i nijaki).

Dzisiejsza młodzież musi się wyszumieć, wyjechać, poznać świat, zanim, koło trzydziestki, dorośnie albo i nie do dzieci i kredytu na mieszkanie; dzisiejszy dżentelmen nie może palić, bo przecież savoir vivre to także savoir corps, traktowanie ciała, które jest nam dane, z szacunkiem i oszczędnie. Dżentelmen ciało zmusza do uległości sportem, a nie heroicznym piciem, kiedy nie ma na wódkę ochoty, nie tytoniowym dymem. Historyczne pojmowanie słowa dżentelmen, wypracowane w oparciu o materiał empiryczny, czyli faktycznych dżentelmenów, zderza się tu z reinterpretacją tego pojęcia według dzisiejszych postulatów i wyobrażeń.

Tytoń, kawa i surowy klimat norweskich fiordów (który nie zmieścił się na zdjęciu) - kombinacja, która bardzo przypadła mi do gustu

Pod tym względem „nowoczesnym dżentelmenem” nie jestem i nie wybieram się na drugą stronę barykady. Paliłem chyba wszystko, co powstaje z tytoniu, idiotycznie ukrywając się -naście lat temu przed mamą, bo przecież serce by jej pękło, bo ona też z tych nowych, gazety czyta, o rakach, zawałach i wszystkich tych bzdetach i chyba nie wie, jak każda matka nie wie, że na coś, kiedyś, jej dziecko musi umrzeć, bo taki jest los człowieka – umrzeć. Ukrywałem się więc przed nią z paleniem, a ona przecież widziała, ale udawała, że nie widzi, tak było lepiej dla wszystkich.

Z tym doświadczeniem muszę przyznać, że jest w tytoniu coś, czemu trudno się jednak oprzeć, chociaż okres palenia paczki fajek dziennie nie był przyjemny i trzeba było go porzucić. Gorzki dym cygar to przecież rozkosz z tej samej kategorii, co whisky, początkowe zmuszanie się, katowanie receptorów, by wkrótce nauczyły się rozróżniać aromaty i delektować ukrytymi smakami. Fajka, kiedy nauczysz się osiągać z niej chłodny i aromatyczny dym, jest jeszcze przyjemniejsza. Wprowadzenie na polski rynek indonezyjskich bodajże djarumów było olśnieniem. Wystarczy tylko sięgnąć po alternatywę dla fastfoodowego papierosa.

Jakie były papierosy sto lat temu? Trudno mi powiedzieć. Podejrzewam, że bardziej przypominały dzisiejsze biełomorkanały – musiały być mocniejsze, bo i bez filtra, i tytoń pewnie był bardziej aromatyczny, tytoniowy (paląc biełomora miałem wrażenie, że palę cygaro).  Czy był lepszy? To przekonanie dla frajerów. Uwagi o tym, że palacze śmierdzą i smrodzą pojawiają się – według opracowań – od czasów, kiedy Europa odkryła Kubę. Zresztą – nie zapominaj o marynarce smokingowej: powstała właśnie jako przebranie, żeby elegancki mężczyzna nie niszczył i nie wędził bardziej porządnych ubrań. A że tak to się rozwinęło… cóż, bywa.

Pomyśl o palarniach, męskim wychodzeniu po obiedzie do biblioteki, pomieszczenia, gdzie się pali, co wykurza żony i córki. Serio uważam, że takie praktyki są w życiu człowieka zwyczajnie potrzebne. Męska rozmowa lubi dym, karty lubią dym, samotność i zaduma lubią dym, a kobiety dymu nie lubią – wszak to cudowny układ, i, o ile jeszcze nie siedzisz za głęboko pod pantoflem, naprawdę warto zaprzyjaźnić się z tą maksymą, bo dziś, tak samo, jak w każdych innych czasach, potrzebujemy męskiej integralności i chwili odpoczynku od krzyku dzieci i kłapania małżeńskich dziobów. A więc – na cygaro albo do klubu z rurami na scenie, a frajerzy w tiszertach i polarach niech sobie odpoczywają od dziewczyn (albo nawet je zapraszają) na paintballu i gokartach. Niech oni wierzą, że nastały czasy związków stuprocentowo partnerskich i zerwaliśmy z patriarchalnym szowinizmem.

Nie było żadnych starych dobrych czasów – te, które mamy, są dobre jak każde inne. Tytoń zawsze śmierdział, a życie zawsze było ciężkie i gorzkie. Nasi przodkowie – cieleśni czy duchowi – radzili sobie i z jednym, i z drugim. Nie ma powodu, by na zawsze porzucać ich spuściznę. Zapalimy?