Tweed to część świata, którego prawie już nie ma, a który, znikając, pociągnie nas za sobą.
Tweed jest dla mnie jedną z najbardziej problematycznych tkanin. Ale przecież nie jest tylko nią, jest symbolem, synekdochą pewnego świata. Świata, którego już nie ma, oczywiście. A w każdym razie – jak wszystkie klasycznie eleganckie ubrania – jest symbolem świata w odwrocie. To jest właśnie sedno problemu, który sprawia mi tweed. Czy w dzisiejszej garderobie nowoczesnego jednak mężczyzny, bez zapędów „rekonstrukcyjnych”, bez pretensji do sztucznego dandyzmu czy arystokratycznych korzeni, jest w ogóle miejsce na tweed?
Tweed: co to takiego
Ale od początku. Tweed to gruba, zgrzebna przędza wełniana, podobnie jak whisky trochę toporna w odbiorze, szorstka (zwłaszcza jeśli, jak whisky, próbować brać ją do ust). I podobnie jak whisky kojarzona ze Szkocją, skąd pochodzi i gdzie się ją produkuje. Bardzo rzadko, o ile w ogóle, wygląda na rzeczywiście jednolitą.
Jeśli taka jest, często z bliska okazuje się nakrapianą różnymi kolorami ze wspólnej palety. Jeśli są to jasne i ciemne szarości, motyw ten nazywany bywa solą z pieprzem. Najczęściej zaś tweed tkany jest w motyw jodełki (herringbone), tysiące wariantów kratek albo wzór, który zawsze nazywałem pepitką, ale inni mówią na niego kurza stopka, a, jeśli są anglojęzyczni – ogarzy ząbek (houndstooth).

Tweed występuje w tysiącu wzorów, kolorów, szorstkości i grubości. Ale to nie koniec jego różnorodności. Różne są bowiem pola skojarzeniowe, wyobrażenia, archetypy, których jest nieodłącznym elementem. Z tego samego materiału uszyjesz lub – przy odrobinie szczęścia – kupisz zestaw myśliwski (dla posiadaczy szkockich zamków, czyli, ogólnie rzecz biorąc, niewielu z nas), garnitur doskonały na rower albo do pary z przedwojennym autem, nowoczesny, oczojebny i kusy zestaw dla dandysa (np. w różu, fiolecie albo seledynowy), ale przede wszystkim – marynarkę dla profesora Oxfordu. Dla mnie ten styl Ivy League to pierwszy punkt zaczepienia.
Tkanina umarłych poetów
Ivy League i szkockie zamki. Europejska arystokracja i pochodnie postępu. Te ostatnie niesione przez anglosaskich protestantów, którzy kiedyś mieli jaja, żeby zaparzyć wielkiemu Imperium herbatkę na słonej wodzie. Gdzie bluszcz na ścianach budynków, tam na grzbietach ich bywalców powinien być tweed.
Nie zrozumcie mnie źle; staram się – na ile to możliwe – nie żyć w świecie durnych mrzonek i stereotypów podmalowanych myśleniem życzeniowym. Nie wątpię, że The Social Network to wierniejszy obraz Harvardu, Yale czy Princeton, niż Stowarzyszenie Umarłych Poetów, Zapach kobiety czy Harry Potter. I wiem, że Mark Zuckerberg wyleciał z jednego z tych uniwersytetów za co innego, niż łączenie japonek z bluzą z kapturem.

Bo bluszcz na murach trwa, ale czasy się zmieniają. A może to nie czasy się zmieniają, a człowiek? A może natura człowieka jest, jaka była, ale zmienia się ludzkość, która jest czymś więcej, niż wypadkową tych natur? To ważne zadanie… dla leksykografów.
Tweed na nowe czasy
Istotne jest to, że jakaś zmiana jednak nastąpiła. Ludzie w tweedach są teraz w odwrocie. Mniej żal tych marynarek, bardziej – tego, co sobą reprezentowali ich nosiciele. Wpadłem niedawno na trafne stwierdzenie, że rakiety Apollo wyposażone są w komputery o mocy obliczeniowej mniejszej, niż nasze smartfony. Tylko że ich konstruktorzy wystrzeliwali tymi rakietami ludzi w kosmos, a my naszymi telefonami wystrzeliwujemy ptaszki do świnek.
Ci matematycy w tweedach mieli słabe excele, ale umieli się posłużyć suwakiem logarytmicznym. Ci geografowie w tweedach nie mieli Google Earth, ale jakie organizowali wyprawy w nieznane! Ci pedagodzy w tweedach wreszcie… Oni nie wiedzieli, że konstrukcja psychiczna młodego człowieka jest zbyt delikatna i wrażliwa, żeby prać go linijką po łapach. Albo wywalać go z uczelni, jeśli naruszy regulamin. Ale to właśnie oni wychowywali kolejne pokolenia matematyków czy geografów w tweedach. Dlatego, mimo całej jego archaiczności, ja przy tweedzie zostaję. Pytanie, w jaki sposób podkreślić przywiązanie do tej tradycji.
Zachowawczo czy po bandzie
Rzeczy nie mogą być archaiczne. Jeśli będą, to choćbyśmy używali słowa vintage na lewo i prawo, ostatecznie zawsze będziemy wyglądać albo dziadkowo, albo rekonstruktorsko. Czyli jak ktoś, kto stara się zbytnio. Ponieważ tweed to bardzo często wyraźne wzory, jednym z wyjść jest zostać przy samej marynarce. Tweed świetnie komponuje się z różnymi rodzajami materiałów, od flaneli po bawełnę,. Dlatego dobrze potraktować spodnie jako jednolite tło, na którym wyrazista marynarka będzie się odcinać, przyciągać uwagę.
To dobre i bezpieczne rozwiązanie, przy tym dość tanie, bo góra będzie na lata, a dół możesz wymieniać bez końca. Ten materiał to współcześnie wymarzony punkt wyjścia do odd jacket, czyli marynarki bez spodni w komplecie. Całość będzie miała charakter sportowy w staroświeckim znaczeniu tego wyrazu.

Drugą opcją jest pojechać po bandzie. Jeśli tweedowy garnitur, to koniecznie trzyczęściowy, z kamizelką wystrzeloną w okolice stratosfery. Naszywane kieszenie, patka do zapinania marynarki pod szyją, spodnie z mankietem i zaszewkami, kieszonka biletowa i kamizelka na sześć guzików z klapami. Brzmi jak wariactwo i niewątpliwie będzie wariactwem: jeden fałszywy ruch i osuwasz się w śmieszność, do tego dziadkową śmieszność.
Wszystko uczyń odd
Przy takim garniturze zadbaj o wręcz hipsterskie dopasowanie, bo, w istocie, w nowoczesnym garniturze tweedowym jest coś hipsterskiego – choćby ironia zawarta w tym oksymoronie. Poza tym cały garnitur z wyrazistego materiału, jako mniej uniwersalny, jest bardziej ekstrawagancki. Jedyna oszczędność to to, że nie musisz zamawiać zapasowej pary spodni. Kiedy zużyją się oryginalne, zostaniesz wreszcie z odd jacket (oraz odd vest, skoro już o tym mowa), zamiast, jak w wypadku zwykłej marynarki z worstedu, z niemal bezużyteczną połową garnituru.
Dwie drogi – szeroka i wąska. Jeden cel i jeden motyw poszukiwań. Wybieram, oczywiście, szerszą, ale od czasu do czasu postaram się z niej zboczyć. Ważne, żeby nie stracić z oczu punktu dojścia, który w tym przypadku, jest zakorzeniony w przeszłości.