Browse Tag

dojrzewanie

#Menswear po pandemii. Jak się ubierać w razie nieodbycia rzeczywistości

Każą nam przeprosić się z dresem i T-shirtami. Czy w rzeczywistości, w której z góry unieważnia się rzeczy „w razie ich nieodbycia”, #menswear ma szansę ocaleć?

Czytaj dalej

Zafunduj sobie twarz

Kto myśli tylko o ciuchach, jest jak krytyk muzyczny omawiający tylko okładki płyt

Dzieci są kochane, zwłaszcza kiedy śpią. Dzięki tej ich, aktywowanej od czasu do czasu, specjalnej umiejętności udało mi się ostatnio, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów, iść do klubu. Nie Reform Club, Diogenesa albo klubu cygarowego czy nocnego, tylko klubu, gdzie przychodzi tzw. młodzież, w większości ci, którzy wciąż chcieliby się do niej zaliczać. Byłem co prawda z żoną, ale zawsze.

Ponieważ z własną żoną się nie tańczy (taniec jest substytutem seksu, a nie ma sensu substytuować czegoś, co można mieć w oryginale; zresztą ona woli z innymi), miałem okazję poprzyglądać się gawiedzi. Sam nigdy nie byłem klubowiczem i mam raczej małe rozeznanie w tym, jak się w takie miejsca ubierać. W  czasie studiów zawsze działała marynarka i nawet teraz miałem na sobie czarną, welurową i dość schodzoną jednorzędówkę z klapami w szpic z podszewką w kolorze czerwonego wina. Kupiłem ją za grosze w polskiej sieciówce, dawno, kiedy zaczynałem eksperymentować z dorosłym, czy raczej „dorosłym” w tym wypadku, ubraniem. Kupiłem w formie garnituru, który, z nastaniem większej świadomości zasad i stylu, zdekompletowałem. Czarne, szerokie flat-fronty robią za świetne tło dla wieczorowych marynarek, jak barwne marynarki smokingowe, a do czarnej marynarki stosuję szare spodnie. Zestaw klubowy w dość klasycznym sensie, ale, mam wrażenie, uchodzi też w klubie młodzieżowym. Zwłaszcza że na pierwszy rzut oka nie jestem już maturzystą. To tyle o mnie; nie chciałem chwalić się ciuchami (nie tymi w każdym razie), ale pokazać, jak sobie poradziłem z dawnym i nie do końca kanonicznym zakupem.

Chyba wrzucałem już tu tę fotkę Scotta Schmuanna i pewnie wtedy też komentowałem ją, że gość właśnie przyszedł na galę z okazji swojego powrotu z bezludnej wyspy. Fot. Thesartorialist.com

Co zaś do innych: klub rozrywkowy to ciekawe, a dla mnie dość nietypowe, miejsce, by obserwować innych. Nie jest to tzw. „ulica”, przekrój przez ludzkość jest węższy, bardziej szczegółowy, ale przede wszystkim, nie każdy wygląda dobrze ani nawet przyzwoicie, ale dalece większość stara się jakoś wyglądać. Może oprócz metali, którzy uważają, że bojówki z tiszertem to obciach, ale czarne bojówki z czarnym tiszertem to Styl. Ale cóż – jaki gust muzyczny, taki signature look. Dorosną i oni do zielonobeżowych poliestrowych garniturów albo polarów z logo Oracle, szczęki życia między pracą a rodziną zacisną się i tylko koszulka Iron Maiden 2010 Tour będzie coraz mniej czarna z prania na pranie, aż trzeba będzie pomyśleć o zmianie na nową, z napisem „Piwo ukształtowało to wspaniałe ciało”.

Siedziałem więc spokojnie i przepłacałem za ballantine’s z colą (Tomek pisał, że można), a przed moimi oczami defilowały korowody ludzi odzianych w najróżniejszym stylu. I, wciąż pamiętając, że ubiór jest językiem, czułem, że albo każdy z nich mówi językiem innym, albo wszyscy mówią volapükiem, którego nie znam. Dostrzegałem tylko jedno: że to co z tych wszystkich – wystaranych, jak zakładam – kreacji wyróżnia osoby naprawdę warte uwagi, to… twarz.

Już widzę tłumy kobiet, które wolą pięćdziesięcioletniego Matta Damona od tego pana na zdjęciu. Och, jak bardzo je widzę

Czy dlatego mężczyźni robią się atrakcyjniejsi z wiekiem?  Temat–rzeka, temat–lawina. Piotr Gąsowski ma w repertuarze taką piosenkę o byciu po czterdziestce, która rozwija się bardzo fajnie do trzeciej zwrotki, w której sugeruje, że atrakcyjność męska w tym wieku przemija. Nie wiem, kto mu ten tekst napisał, ale trzymali go chyba w piwnicy. Myślę o duecie Kevin Bacon-Colin Firth z Gdzie leży prawda, Robercie Redfordzie z kurzymi łapkami wokół oczu, cholera, nawet o panach z reklam suplementów diety na erekcję – a, ostatecznie, co wyraźniej mówi o naszej kulturze niż stereotypy z reklam? – i nijak tej przeciwności nie widzę, tylko tzw. synergię. Jeśli pamiętacie historię pewnej dyskusji reklamowej między producentami samochodów, wiecie, co mam na myśli. Masz bentleya i pokazujesz wszystkim środkowy palec (a jeśli obawiasz się, że w tym wieku możesz nie mieć bentleya, koniecznie już dziś zainwestuj w buty, które za te kilka(naście) lat będą na krótką metę skutecznie go zastępować). Masz bentleya (albo nikt obcy nie wie, że nie masz), a twoja twarz miała czas, by skumulowały się na niej wszystkie te doświadczenia, by wyrzeźbiły ją troski i radości, to, jak uśmiechałeś się do swoich dzieci i jak wściekałeś na współpracowników.

Dobra wiadomość jest taka: nie ma na to zabiegów w spa, harmonogramu zapieprzania do kosmetyczki albo maseczek na noc. Twarz – jak buty, i jak mózg czy mięśnie zresztą też – najlepiej wyglądają „używane w dobrym stanie”. Zasady są chyba te same: trzeba, owszem, poświęcać czas na konserwację, ale dziesięć albo sto razy więcej tego czasu trzeba poświęcać na używanie. Kremy przeciwzmarszczkowe dla mężczyzn są jak kremy przeciwcyckowe dla kobiet – po co pozbawiać się atutów? Umyta i nawilżona twarz barwi się słońcem na stoku albo na kei, rzeźbi wiatrem pod żaglami albo w kabriolecie.

Deyna, Kazimierz. Przeelegancki piłkarz. Por. Beckham, David

Golić się, czy nie golić? Ścinać włosy, czy zapuszczać? Można dużo opowiadać bajek o pięknym starzeniu się (zapewne nie każdemu jest dane bez względu na starania. Są wśród nas ludzie po prostu brzydcy, choć i tacy potrafią mieć seksapil), można marzyć o zjawiskowym image’u Hemingwaya, ale te wybory są jak najbardziej praktyczne. I, szczerze mówiąc, nie takie łatwe.  Mężczyzn o nastawieniu klasycznym pociąga zapewne brylantynowa fryzura i gładkie policzki Dana Drapera, ale wymagają one strzyżenia pewnie co tydzień, długotrwałego codziennego czesania i golenia na mokro, słowem – czasu i uwagi. Jeden fałszywy ruch, opadający kosmyk czy nierówny przedziałek i osuwasz się nawet nie w spektakularną śmieszność, ale w niezauważalną nijakość.

Na drugim biegunie są burza włosów z zarostem a la Robinson Cruzoe, wypolerowana łysina (fat bald man always looks great, mówi Scott Schumann), albo jednodniowy zarost i burza nizaczmienia w charakterze fryzury. Ciekaw jestem, jak rozkładają się wasze preferencje. Ja ostatnio stawiam na kilkudniowy zarost i coraz dłuższe włosy, które rano układam matową pastą, a z przemijaniem dnia coraz bardziej burzę, by pod koniec przejść do kłębowiska. Nie wiem, jak to się skończy za kilka tygodni, zobaczymy.

Żałuję tylko, że nie mogę się umówić na wizytę do jakiegoś eksperta od sezonowania twarzy. Kiedy wreszcie będzie ta czterdziestka? Odkładam na motor.