Pitti Uomo
fot. Wagwanbiz/CC-by-SA 4.0/Commons

Pitti Uomo. Odzieżowy wyścig zbrojeń po włosku

Pitti Uomo, największe targi mody męskiej, pokazują jedno. Próby wyróżniania się w tłumie wyróżniających się prawie zawsze źle się kończą

Mamy czym żyć przez najbliższe pół roku. Kilka dni temu zakończyła się nagłośniejsza chyba impreza szmatkowa dla samców. Targi Pitti Immagine Uomo we Florencji. Oczywiście, jeśli chcesz uchodzić za światowca, mówisz po prostu Pitti Uomo, albo nonszalancko Pitti. Dzięki temu niezorientowani mogą nawet pomyśleć, że mówisz o prawdziwiej galerii sztuki.

Pitti Uomo: gorączka sprawozdań

Feta zakończona, tekstylni rozjechali się do domów. Teraz przeżywać będzie blogosfera. Należy spodziewać się dużo szumu, bo na targi w tym roku pofatygowali się osobiście i Macaroni, i Szarmant. Mr Vintage nie pojechał, ale za to jako pierwszy stworzył relację. Obserwacja z oddali ułatwia syntetyczne sprawozdanie.

Ja zdawać sprawy nie zamierzam, bo z aż tak daleka ledwo widać. Zwłaszcza to, co pod dachem, objęte jest chyba zakazem fotografowania (chociaż Macaroni przywiózł zdjęcia, co zmienia postać na posiedzieć). Bo Pitti Uomo to pewnie najlepiej obfotografowana przez fotografów street fashion impreza modowa. Trzeba jednak pamiętać, że widzimy tylko subiektywny wybór gości odwiedzających targi. Jak jest w halach – to opowiedzą szczęściarze, którzy tam byli.

Zanim wtrącę do tego obrazu swoje trzy grosze, uważam za stosowne uczynić mały disclaimer. Kiedy bowiem napiszę to, co napiszę, wielu może uznać, że przemawia przeze mnie zazdrość wobec Macaroniego i Szarmanta, dwóch polskich style bloggerów, że byli na targach. Ucieknę przed tym pytaniem do przodu: zazdroszczę, i to jak!

Pitti Uomo: być we Florencji

W miejscu, w którym się znajduję, tylko kilka metrów i jedna ściana dzielą mnie od olbrzymiej zaspy śniegu. Myśl, że mógłbym być teraz we Florencji, spacerując wśród szpalerów najlepszych męskich ciuszków świata, sprawia, że zielenieję z zazdrości. Porzucam nawet myśl o tych wszystkich Uffizich, Brunelleschich i Ghibertich, które przypadkiem też we Florencji się znajdują. Oczywiście, jak na pewno mawia Paolo Coelho, nie ma takiego marzenia, którego nie da się spełnić dzięki wytrwałości i walizce sałaty. Domyślam się zatem, że kiedyś jeszcze na Pitti Uomo trafię, o ile mój zapał nie ostygnie.

pitti uomo
„Kawałek plastiku w butonierce” to dla wielu „aaale oooobciach!”, a mi się niezmiernie podoba. Fot. Tommy Ton/GQ

Skoro już to sobie wyjaśniliśmy, przechodzę do sedna. Otóż kiedy po raz pierwszy trafiłem na pokaz obszernej kolekcji zdjęć z wybiegu na papieroska przed pawilonami Pitti Uomo, było to dla mnie pewnego rodzaju odkrycie. Największe wrażenie zrobiła na mnie nonszalancja w noszeniu zupełnie odjechanych rzeczy. Jej doskonałym przykładem było nieortodoksyjne a świetne zastosowanie butonierki płaszcza.

Nawiasem mówiąc, tym zdjęciem podzieliłem się na forum bespoke, dzięki czemu dowiedziałem się, że jedyny sposób na zachowanie elegancji przy posługiwaniu się elektrogadżetami to mieć 10-letnią nokię zapakowaną w stal jubilerską i kupioną za absurdalne pieniądze w salonie jubilerskim. (O zjawisku nobilitowania szajsu biżuteryjną oprawą czyt. Svarovsky’ego kryształ).

Is this how men look like?

Teraz jestem w te doświadczenia tak bogaty, że mógłbym je eksportować. Naoglądałem się już tylu zdjęć przebranych mężczyzn, mężczyzn o ciekawych twarzach, mężczyzn w wieku, w którym powinno się mieć coś do powiedzenia. A kiedy patrzę na nich, widzę tylko ile czasu rano się stroili. Ile wysiłku zajmuje niektórym z nich kombinowanie już nawet nie jak wyglądać lepiej. Raczej – jak wyglądać inaczej, bardziej oryginalnie.

Sto kilkadziesiąt zdjęć razy kilku fotografów (najważniejsi to oczywiście Scott Schumann z The Sartorialist, który w tym roku pokazał klasę i relacji nie zrobił, i Tommy Ton z GQ). To wszystko razy dwie edycje imprezy w roku. Razy kilka lat, od których śledzę fotorelację. To daje kilka tysięcy zdjęć… tak samo ubranych gości. Mój podziw szybko przeszedł nutką sceptycyzmu. Ta, w drodze powolnej fermentacji, zmieniła go w rozczarowanie.

To ostatnie sięga już niemal poziomu odrazy. – Is this how men look like? – pytał Tyler Durden, wskazując na plakat reklamowy slipków Calvina Kleina. – Czy to tak wyglądają mężczyźni? – pytam ja, oglądając setny „street photo” reportaż z najbardziej oczywistego miejsca dla wszystkich „street photo” reporterów.

Kontekst jest królem

Oczywiście, wiele zależy od wyboru zdjęć. Staram się to udowodnić, przedstawiając dwie osobne kolekcje. Trudno porównywać znajdujących się w tych zestawach obok siebie Lino Ieluzziego z Nickiem Woosterem. Nie chcę też nadużywać słowa hipster, bo znowu ktoś się obrazi. (Pamiętajcie, że prawdziwy hipster zawsze będzie zaprzeczał, że nim jest). Mam jednak wrażenie, że gdyby cała ulica wyglądała tak, jak parkur na Pitti Uomo, nie bylibyśmy w ani o jotę lepszej sytuacji niż teraz. Ze smutnego obraz miasta zmieniłby się na wkurzający.

Morał tej historii jest prosty. Ubierajmy się dla własnej przyjemności, nawet próżności. Dla innych, dla kobiet, na których chcemy robić wrażenie, dla okazji, które chcemy uświetnić albo które uświetniają nas i chcemy to wyrazić. Ale nie róbmy z tego wyścigu zbrojeń. A jeśli już – to niech bronią w tym wyścigu będzie doskonałość minimalizmu i dyskrecji, a nie błyszczący i świszczący, ale krótkotrwały fajerwerk, z którym kojarzy mi się styl Pitti Uomo. A ten sam morał przełożony na praktyczną poradę: dobrze jest się wyróżniać ze źle ubranego tłumu, ale jeszcze lepiej jest się wtopić w tłum dobrze ubrany. I trzeba mieć rozsądek, żeby się jedno z drugim nie popieprzyło.

Spodobał ci się ten tekst i chcesz wiedzieć więcej o tej stronie? Idź tam, gdzie zaczyna się męska przygoda! Warto też kupić moją książkę „Nienaganny. Biografia męskiego wizerunku